|
Grupa Wsparcia Psychicznego "Weź tyle, ile potrzebujesz. Daj tyle, ile możesz"
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sensitive
Administrator
Dołączył: 29 Lis 2010
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Temat postu: Przemoc Psychiczna |
|
|
O pętach doświadczanej przemocy psychicznej rozmawia Joanna Krawczyk
Czy mogłabyś na wstępie powiedzieć kilka słów o sobie?
Nazywam się Z., mam 36 lat, rodzinę - męża i 6-letnią córkę oraz prowadzę własną działalność gospodarczą. Na co dzień jestem bardzo zajętą osobą. Mam wiele spraw do załatwiania w związku z firmą i nie tylko, dom, dziecko, męża, który niestety robi awantury, kiedy dom według niego nie wygląda jak należy (wzdycha). Jego postawa bardzo mnie stresuje, ale ogólnie staram się sobie radzić.
Wspominasz o mężu i przeżywanym stresie. Możesz coś więcej powiedzieć na ten temat?
(wzdycha) To dosyć skomplikowana dla mnie sprawa i sama się w tym gubię. Kocham mojego męża i potrafi być cudownym człowiekiem, ale czasem go nienawidzę za to, jaki jest. Albo to ja jestem zła? Mam wielki mętlik w głowie i nie wiem, co myśleć o nim, o sobie, o moim życiu. Mój mąż jest wykształconym człowiekiem, cenionym i szanowanym, na wysokim i odpowiedzialnym stanowisku. Niby uśmiechnięty, poukładany, miły, a jak przychodzi do domu to potrafi w jednej chwili bardzo się zmienić. Staram się jak mogę, żeby mu dogadzać, żeby miał na czas przygotowany obiad, kolację, żeby przyszedł do czystego domu, ale to często nie ma znaczenia. Ciągle się boję, że powiem coś nie tak, zrobię coś nie tak, że go sprowokuję do ukarania mnie.
A co takiego twój mąż uważa za niedopuszczalne i karalne? Jak wygląda kara?
Na przykład kiedy nie zdążę sprzątnąć całego mieszkania, słyszę, że jestem niezorganizowana i marnotrawię czas, że mąż ciężko pracuje i chce mieć obiad podany na stół jak wchodzi do domu. Często twierdzi, że nie potrafię gotować, że mam się na kurs kucharski zapisać a on już mi nawet za niego zapłaci. Potem jednak dodaje, że jestem na tyle głupia, że i tak mi kurs nic nie da. Raz mu coś smakuje, raz nie. Raz chce do obiadu kompot a kolejnym razem robi mi wyrzuty, że nie wiem, iż chce wodę mineralną i zdecydowanie inteligencją nie grzeszę. Tak jest w wielu sytuacjach. Czuję się jak taki śmieć sponiewierany, ale z drugiej strony myślę sobie, że przecież mogłam się bardziej postarać, bardziej się pilnować i nie było by tego.
A jak wygląda kara? Mąż mnie nigdy nie bił i nie bije, więc nie jest to kara fizyczna. Z własnego domu też tego nie znam. Dla mnie karą jest przede wszystkim pełne złości spojrzenie i jego milczenie, ale też krytyka mnie. Nie wiem jak mam się zachowywać i co powiedzieć, żeby było dobrze. To wygląda mniej więcej tak, że np. mąż siedzi w pokoju i ogląda telewizję a ja sprzątam. Kiedy przychodzę i proszę, żeby mi pomógł, bo zmęczona jestem, to słyszę, że "baby są stworzone do pracy, garów i seksu" i to mój obowiązek. Ja się wtedy albo wściekam na niego i komentuję jego zachowanie, co powoduje, że obydwoje się wzajemnie nakręcamy w nienawiści albo idę do pokoju i płaczę. Później wracam, przepraszam za swoje zachowanie i słyszę, że teraz już za późno na przeprosiny i to ja zepsułam atmosferę. Innym razem np. proszę go, żeby poszedł do sklepu obok naszego domu i coś kupił, a on na to, że "wariatka chyba jesteś i p..... cię", że mam "ograniczony mózg i nigdy nie pojmę, iż mężczyźni nie są stworzeni do babskich obowiązków i noszenia zakupów". To mnie bardzo boli (płacze).
Bardzo dużo i często płaczę, zadając sobie przy okazji pytanie dlaczego jestem taka i takie mam życie. Czasem tak bardzo nie mam już sił, że myślę o tym, żeby to wszystko skończyć, ale mam przecież córkę, dla której muszę żyć. No i poza tym mąż potrafi być też czuły i kochany. Wtedy jest dobry dla mnie, pocałuje, powie, że mnie kocha. W końcu sama zdecydowałam się poślubić tego człowieka.
Od jak dawna takie sytuacje zdarzają się w waszym związku?
Hmm..w sumie od początku, czyli od jakiś 8 lat, bo małżeństwem jesteśmy od 7, no i rok chodzenia ze sobą. Ale mąż na początku taki nie był. Albo tego nie widziałam. Owszem, zdarzało mu się coś skomentować czy mnie skrytykować, ale wtedy bardziej traktowałam to jako żart. Niestety się pomyliłam. Jego ojciec jest podobny. Nieraz, jak nie byliśmy jeszcze małżeństwem, byłam świadkiem, jak ojciec w jego domu mówił do matki, że jest gruba jak beka a dalej je, albo mówił przy wszystkich, że przez tą jego żonę to on się kiedyś zabije. Gdybym była mądra to bym wtedy pomyślała, że mój mąż może być taki sam, skoro takich rzeczy słuchał w domu. Teraz już za późno.
Powiedziałaś wcześniej "często płaczę, dlaczego jestem taka". Co rozumiesz przez to stwierdzenie?
(wzdycha) Bo ja chyba mam to w genach, takie wiązanie się z kimś, kto mnie będzie tak traktować. Ja się wychowałam w rodzinie, gdzie tata podobnie traktował mamę. Pamiętam, że mama też często płakała, ale zaciskała zęby i przeżywała to gdzieś w sobie. Mnie tak tata bardzo nie krytykował, natomiast mama nieraz mówiła, że ze mnie idiotka albo głupek, z którego nic dobrego nie wyrośnie. I chyba miała rację. Chociaż mam swoją firmę, rodzinę, wykształcenie. Kiedyś byłam uśmiechnięta, bardziej radosna. Nadal mam sporo znajomych, z którymi się spotykam, kiedy mąż nie wie, bo inaczej mógłby być zły, że marnotrawię czas na przyjemności. Ale nie ma we mnie takiego życia jak kiedyś. Może powinnam czasem powiedzieć komuś o tym, co przeżywam, ale sama nie wiem czy byłoby to dobre, bo to przecież to ja w końcu powoduję, że mąż ma mi coś za złe, więc dlaczego miałabym narzekać? Nie znoszę milczenia w domu i późniejszego przepraszania męża, bo nieraz wydaje mi się, że nie powinnam, ale mam nadzieję, że to coś zmieni, choć zazwyczaj nie zmienia. Mąż też często mi grozi, że mnie zostawi jak taka dalej będę, że mojej „głupoty wyleczyć się nie da, bo to wrodzone”, że obecność córki nie utrzyma naszego związku. Boję się, że nas zostawi przeze mnie. Boję się też o córkę, która tego słucha. Ja w sumie też nie jestem dobrą matką i bardzo źle się z tym czuję.
Co masz na myśli?
To, że niestety czasem zachowuje się wobec córki jak moja mama wobec mnie. Niestety. Wstyd o tym mówić, ale zdarza mi się nazwać ją "głupkiem", "niedołęgą". Czasem jej powiem, że przez nią mam problemy. Ostatnio stłukła mój ulubiony wazon. Wiem, że nie zrobiła tego specjalnie, ale tak się wściekłam, że powiedziałam jej: "Bóg mnie pokarał, że mam taką fajtłapę w domu". Też czasem przestaję się do niej odzywać za karę. To jest straszne jak teraz sobie o tym pomyślę. Sama okropnie się czuję, jak słyszę takie rzeczy od męża - a robię to samo. Ona ma tylko 6 lat. Ale jak mnie mąż zdenerwuje a ja to przemilczę, to się później na córce wyżywam. Nie chciałabym jej skrzywdzić i zniszczyć jej życia.
Odnoszę wrażenie, że taka emocjonalna przemoc i poniżanie drugiej osoby wydaje się być pewnym wzorcem międzypokoleniowym. Co o tym myślisz?
Coś w tym jest. To chyba jakieś przekleństwo. I w dodatku męża znalazłam, który robi to samo.
Próbowałaś jakoś przerwać ten ciąg przemocy?
(wzdycha) nie. I szczerze mówiąc nie wiem, czy umiem inaczej żyć. Bo pewnie ja musiałabym się zmienić, być lepszą matką, lepszą żoną a nie nadaję się do tego. Nie potrafię spełnić wszystkich oczekiwań męża i w pełni zrozumieć jego reakcji, by inaczej się zachowywać, zanim coś głupiego powiem czy zrobię.
Mówisz dużo o sposobie myślenia i potrzebach męża. A jakie są Twoje potrzeby?
Chyba ich już nie mam za bardzo. Może potrzeba spokoju i bezpieczeństwa. Chciałabym jeszcze bez obaw pójść do swojej pracy, nie myśląc o tym, że czegoś nie zrobiłam w domu i mąż będzie na mnie wściekły znowu. Chciałabym też, żeby wrócił ten czas, kiedy byliśmy po uszy zakochani w sobie, byłam radosna i szczęśliwa. Czasem sobie wspominam te czasy.
A czy próbowałaś zwrócić się do kogoś o pomoc? Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji każdy z was na swój sposób cierpi - i ty, i mąż, i córka.
Nie. Nie rozmawiam ze znajomymi o tym, bo przecież mąż mnie nie bije a wewnętrznych zranień nie widać. Jakoś sobie z tym radzę. Myślałam kiedyś o terapeucie, jak zaczęłam obrażać córkę. Trochę się tego przestraszyłam, ale nie poszłam.
Co cię powstrzymało przed pójściem?
Pomyślałam sobie, że okaże się, iż jestem faktycznie beznadziejną i złą matką. Poza tym mam nadzieję, że to minie, że w końcu musi się skończyć. Chociaż w pesymistycznych chwilach myślę, że to się nie skończy, że tak już będzie do końca życia.
Może warto jednak spróbować skorzystać z pomocy?
Może, ale czuję się obecnie za słaba, żeby spróbować. Wydaje mi się, że to wymaga odważnej decyzji i siły wewnętrznej, a tego mi brakuje.
Życzę Ci więc dużo sił i dziękuję za rozmowę.
Przemoc psychiczna jest cichym i niewidocznym „zabójcą”. Osoba jej doświadczająca, słysząca często krytyczne i negatywne uwagi dotyczące siebie z ust bliskiego jej człowieka, w pewnym momencie może zacząć faktycznie tak o sobie myśleć, obwiniać się i tracić orientację w tym, jaka jest naprawdę, wycofując się z walki o bycie szanowanym.
Jest jednak nadzieja na to, by zmienić taką sytuację. Przede wszystkim warto o tym mówić, nie bać się tego, co powiedzą na to inni. Milczenie i trwanie samemu z bólem i cierpieniem psychicznym daje przyzwolenie sprawcy przemocy na jej kontynuowanie, bez żadnych konsekwencji.
Każdy człowiek jest wartościowy i ma prawo do bycia godnie traktowanym i szanowanym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|